Treningi - Agata i Michał
24 LIPIEC:
Dzisiaj wybraliśmy na górale, ponieważ od dawna na nich nie jeździliśmy. Najpierw pojechaliśmy z Maćkiem do DPSu. Po jednej rundce Maciek pojechał do domu, a my pojechaliśmy w stronę Spręcowa (przez las).


Michał
:
Od dawna nie jeździłem na góralu i na początku dziwnie się czułem. Rower szosowy jest inny; siodełko jest wyżej, kierownica, przerzutki i hamulce... wszystko jest zupełnie inne!
Potem gdy przejechaliśmy pare kilometrów zacząłem czuć rower. W Spręcowie się zgubiliśmy (pomyliłem drogę), ale potem znalazłem odpowiednią. Jechaliśmy spokojnie rozmawiając. Nie zauważyłem jak minęła godzina.
Dobrze mi się jechało. Niestety na wybojach bolała mnie ręka.
Uważam, że trening był nawet OK.
Agata:

Początek był dość dziwny...od nowa trzeba było się nauczyć jeździć na góralu. Wyczuć hamulce i przerzutki. Kiedy Misiek się zgubił chciałam go ukatrupić...(mówiłam mu że źle jedziemy!!).
Znaleźliśmy dobrą trasę, na której była dość spora górka. Udało nam się podjechać na nią bez problemu przy okazji śmiejąc się z tego, jak parę lat wcześniej na tej samej trasie podprowadzaliśmy rowery.
Trening był nietypowy, ale zaliczam go do udanych.
Wybaczcie za taki krótki wpis, ale nie mam dziś weny :)

Trening zajął nam 1:45. Przejechalismy około 20-25 może 30 kilometrów.

26 LIPIEC:
Po wczorajszym świętowaniu 45-tej rocznicy ślubu dziadków, zostaliśmy w Krutyni na noc, aby dzisiaj pójść (albo raczej popłynąć) na spływ kajakowy po rzece Krutyń.
Niby nie trening rowerowy, ale jednak!


Michał:

Co by tu pisać...
Spływ odbył się w miłej atmosferze. Było dużo śmiechu. Płynęliśmy w siedem kajaków. Trochę się ścigaliśmy, trochę chlapaliśmy i troszeczkę się zmęczyliśmy. W końcu płynęliśmy ok. 4 godzin. Płynęliśmy z Krutynia do Ukty. Raz zatrzymaliśmy się na brzegu aby zjeść. Najśmieszniejsze było to, że akurat mój kajak i kajak Agaty najczęściej wpływał w szuwary. Tata się śmiał, że gdy na chwilę przestał wiosłować i skręcać, ja od razu wpływałem w szuwary. Muszę powiedzieć, że uwielbiam spływy kajakowe. Ale muszę też dodać, że samo pływanie kajakiem jest trudne! :)
Jeśli można to nazwać treningiem, to chcę powiedzieć, że to był udany spływ!!!
Agata:

Myślę, że Michał napisał już wszystko...
Ale nie napisał, że współpraca z moją satrszą siostrą jest bardzo trudna.
Na samym początku nawet nie wiedziałyśmy jak się skręca. Po pewnym czasie w miarę opanowałyśmy sytuację, ale wciąż co jakiś czas wpadałyśmy w szuwary śpiewając "szuwary, szuwary". Jak udało nam się nie wpływać w szuwary to zaczęłyśmy wpływać na kajaki innych osób...
Ten wyjazd był męczący nie tylko dla mich mięśni, ale też dla głowy, która pękała od marudzeń siostry. :)

Wszystkim uczestnikom bardzo się podobało. I WIĘKSZOŚĆ czasu wszyscy się uśmiechali.
25 LIPIEC:
Dzisiaj dla odmiany znowu wybraliśmy górale ;).
O 10:20 wyjechaliśmy z pod domu i pojechaliśmy do lasu miejskiego. Obydwoje mieliśmy sporo sił.

Michał:
Na dzisiaj zaplanowaliśmy wyjazd do lasu miejskiego. 
Gdy jechaliśmy obok "sterowców" nareszcie poczułem, że jazda na MTB sprawia mi radość. Rower górski jest wygodniejszy od szosy i ciekawszy. Pisząc ciekawszy mam na myśli, że jadąc szosą nie musisz wypatrywać korzeni czy piasku. Po prostu jedziesz. Raz na jakiś czas musisz ominąć studzienkę, kałużę lub dziurę. Dlatego na MTB wydaję ci się, że czas szybciej mija. 
Wróćmy jednak do samego treningu. Oprócz zwykłych "hopek" zaliczyliśmy kilka trudnych podjazdów (między innymi tor saneczkowy). Pod wszystkie udało mi się podjechać.
Nim się obejrzeliśmy minęło południe, a  nas czekał jeszcze powrót do domu. Pojechaliśmy przez park linowy, następnie obok Armii Krajowej, przeszliśmy na przejściu i główną drogą do domu. 
Mogę spokojnie powiedzieć, że trening został zaliczony ;).
Agata:

Czy zdarzyło wam się, by rano nie zadzwonił wam budzik??
Jeśli tak, to czy zdarzyło wam się, że pojechaliście do lasu tylko "na bananie"??
Jeżeli tak, to możecie wczuć się w moją rolę...
Wyjechaliśmy pośpiesznie, by po treningu na spokojnie zdąrzyć wyszykować się na 45-tą rocznice ślubu dziadków. Znaliśmy trasę więc nie było stresów i błądzenia po leśnych ścieżkach. Rozmawiając o tym, jak dawno w tym lesie nie byliśmy, podjechaliśmy pod tor saneczkowy i wiele innych górek. Pomimo, że nie jestem zwolenniczką gór podobało mi się i dobrze mi szło. Gdybym była poetką napisałabym o tym poezję, ale że tak jak Bartosz Huzarski owego talentu nie posiadam to napiszę tylko kilka słów i to na dodatek "niewierszem". Dziś po mimo choroby mjego budzika trening uważam za udany :).
27 LIPIEC - DZIEŃ WOLNY

28 LIPIEC:
Dzisiaj pojechaliśmy szosami. Pierwszy raz od pięciu dni. Chyba było normalnie, rozmawialiśmy i jechaliśmy powoli.

Michał:

Myślę, że dzień przerwy był bardzo potrzebny. Odpocząłem i miałem dużo siły.  Na trening wyjechaiśmy o 11. Pojechaliśmy do Ługwałdu. Tam zrobiliśmy premie górskie. Następnie pojechaliśmy do Kieźlin, gdzie odwiedziliśmy babcię. Myślę, że świetnie się bawiliśmy, a to chyba w naszym wieku najważniejsze! :)
Uważam, że trening był potrzebny.
Agata:

Trasa była krótka i prosta. Było dużo górek, na których robiliśmy sobie premię. Udało mi się wygrać z Michałem i zdobyć "białą koszulkę w czerwone groszki":).
Pojechaliśmy do Kieźlin i odwiedziliśmy tam babcię. Chwilę odpoczeliśmy i wróciliśmy do domu.
Trening był łatwy, ale trochę męczący. Po powrocie do domu czułam się wypoczęta :).

Na jedno wychodzi: oboje się świetnie bawiliśmy!!! :)


30 LIPIEC :
Dzisiaj pojechaliśmy góralami do lasu miejskiego. Trening był krótki, bo pogoda była niesprzyjająca. Pokręciliśmy się pół godzinki i wróciliśmy do domu. W sumie wyszła nam około godzina.

Michał:

Trening jak trening. Wyruszyliśmy rano. Spokojnym tempem pojechaliśmy do lasu miejskiego. W samym lesie przejechaliśmy 30 min. Chciałem pojechać w stronę Bike Park Wąwóz.
Niestety po drodze się pogubiłem (co w lesie nie jest trudne) i znów wróciliśmy do punktu wyjścia. No to jeszcze raz! Skończyło się podobnym rezultatem. Agata patrzy na zegarek... 45 minut jazdy.
Wracamy. Tym razem zamiast pojechać główną szosą, w Dywitach skręciliśmy obok Szkółki Drzew i pojechaliśmy obok jeziora Dywickiego. Gdy znów znaleźliśmy się na asfalcie byliśmy w Różnowie. 
Myślę, że trening zakończył się powodzeniem.
Agata:

Jak wyruszaliśmy było strasznie zimno i mokro. Po wjechaniu do lasu lekko się zgubiliśmy, ale po chwili odnaleźliśmy dobrą trasę i znaleźliśmy się w miejscu, z którego zaczęliśmy. Michał prowadził mnie trasą, którą średnio kojarzyłam. Po pewnym czasie jazdy trafiliśmy na zakaz jazdy dalej z powodu STRZELNICY LEŚNEJ. 
Zawróciliśmy i pojechaliśmy do domu. Jechaliśmy boczną drogą, która z Dywit przez Dągi prowadziła do Różnowa. 
Pomimo początkowego zimna trening był przyjemny.
29 LIPIEC - DZIEŃ WOLNY
31 LIPIEC - DZIEŃ WOLNY:
Plan był taki, że jedziemy na wyścig do Grudziądza, ale nikt nie mógł nas zawieźć.